Szalony przebieg miał drugi mecz wieczoru. Jego początek to zdecydowanie lepsza gra gospodarzy, która przyniosła efekty w postaci objęcia prowadzenia. Skuteczność w obronie i odcięcie Podoleckiego od celnych podań były kluczem do sukcesu czarnych. Goście z czasem zaczynali jednak wyrabiać sobie patent na sztuczki przeciwnika i coraz lepiej radzili sobie z jego poczynaniami. Nie przekładało się to jednak na gole – po ich stronie wciąż widniało zero. Wszystko odmieniło się w drugiej połowie, a dokładnie w jej drugiej części. Wtedy to Fideltronik wreszcie „zaskoczył" i zaczął kąsać Especto. Od stanu 0:3 doprowadził do remisu i był o włos od kompletnego odwrócenia losów spotkania. Ostatecznie jednak skończyło się wynikiem 3:3, który pozostawia obu ekipom spory niedosyt. Czarnym, ponieważ mieli już wygraną faktycznie w kieszeni, białym – bo odbyli podróż z piekła niemal ku niebiosom. Z tym że „niemal" jest tu słowem-kluczem... Na listę strzelców po stronie Especto wpisali się Sławomir Madyda i Kamil Witek (2). Dla Fideltronika trafiali zaś dwukrotnie Adrian Kolano i raz Bartłomiej Podolecki.