Spotkanie Lynki i Tauronu to było typowe spotkanie...bez historii. Od pierwszego gwizdka sędziego goście uzyskali zdecydowaną przewagę, nie pozwalając rywalom praktycznie na nic. Goście bardzo dobrze weszli w to spotkanie, wykorzystując festiwał nieporadności w polu karnym Lynki. Do siatki trafił Maciej Morasiewicz, który sprytnym uderzeniem głową ubiegł bramkarza rywali. W tym momencie spotkanie się "zakończyło". Tauron dominował, rozgrywał piłkę, oddawał strzały, ale robił to wszystko na tyle nieskutecznie, że wynik nawet nie drgnął. Gospodarze próbowali, tego nie można im odbierac, ale byli tego dnia poprostu słabsi i praktycznie w ogóle nie zagrażali bramkarzowi Tauronu. Jeszcze przed przerwą Karol Kęska podwyższył na 2:0 strzałem z najbliższej odlegości i goście mogli złapac jeszcze większy luz. Ten luz sprawił, że w drugiej częsci gry gole już nie padły, a okazji było co nie miara, z rzutem karnym włącznie. Tauron pewnie i bezdyskusyjnie pokonał Lynkę 2:0 i już czeka na kolejne ligowe spotkania, aby podtrzymac zwycięską serię.