Drugi mecz przyniósł nam małą niespodziankę. Wyżej notowana ekipa Coca-Coli przegrała bowiem z przedostatnim w tabeli KPMG różnicą aż trzech bramek. Rzut oka do protokołów pozwolił jednak poznać główną przyczynę klęski czerwonych. Była nią mianowicie słaba frekwencja. Całe spotkanie zmuszeni oni byli rozegrać w szóstkę. Przez pierwszą połowę nie było jednak niedostatków kadrowych w zespole gospodarzy widać. Radzili oni sobie świetnie, przez długi czas będąc równorzędnym rywalem dla niebieskich. W końcu musiało jednak zabraknąć im sił. Stało się to przy stanie 4:4, kiedy to KPMG zdołało odskoczyć na dwie bramki. Wcześniej oba zespoły grały „gol za gol", nie pozwalając przeciwnikowi na zbyt wiele. Rafał Rybak i koledzy znaleźli w końcu sposób na podmęczonego rywala i zadali mu trzy nokautujące ciosy. Nie będący nominalnym bramkarzem Coca-Coli Marek Mania aż ośmiokrotnie musiał wyciągać piłkę z siatki. Po trzy razy po celnych uderzeniach Mani oraz Pawła Szczepańskiego. Pozostałe dwa gole zdobyli dla zwycięzców Maciej Połys i Michał Czeniakowski. Na osłodę czerwonym pozostało pięć strzelonych przez nich bramek. Pięć, a właściwie cztery, bowiem raz niebiescy piłkę do siatki wpakowali sobie sami. Poza pechowcem z zespołu gości czynili to Mania (z karnego), Kazimierz Lenda, Michał Liszka i Krzysztof Pachacz.