Nieprawdopodobny i iście szalony był mecz nowej w stawce ekipy ze starymi ligowymi wyjadaczami ze State Street. Rozpoczął się od szybko zdobytej przez pomarańczowych bramki. Jej strzelcem był Łukasz Bunio, który dał swoim kolegom zastrzyk pozytywnej energii na pierwszą połowę. Już niecałą minutę później było 2:0. Nikt nie spodziewał się chyba aż tak dobrego otwarcia gospodarzy, którzy w pełni zdominowali boiskowe poczynania w I połowie. Do przerwy ekipa ta prowadziła bowiem 5:1 a piłkarze gości praktycznie nie istnieli. Przed zmianą stron State wychodziło absolutnie wszystko. Ano właśnie, przed zmianą stron...
Drugą połowę wyraźnie lepiej rozpoczęła już Sparta. To ona groźniej atakowała i jako pierwsza w tej części gry zdobyła bramkę. Również i po tym trafieniu nadal aktywniejsi byli goście. Kiedy na 5:3 trafił Mariusz Molenda po raz pierwszy mignęła w głowach kibiców myśl, że żółci mogą jeszcze w tym meczu namieszać. Sami gracze gości nie wątpili w to chyba ani przez moment. Po chwili już padł gol na 5:4 i na boisku rozpętało się istne szaleństwo. Goście wszystkie siły rzucili do przodu, pomarańczowi także chcieli strzelić gola, który dałby tej ekipie nieco więcej spokoju. State nie było już jednak tak łatwo jak w pierwszej połowie. Udało im się zdobyć gola (autorstwa Krzysztofa Włodka), lecz tylko tego jednego. Za to Sparta... Jedna bramka, druga, trzecia, czwarta, piąta... fenomenalna gra tej ekipy w II odsłonie i aż osiem zdobytych w niej bramek dało jej wygraną, kolejne trzy punkty i ogromny szacunek widowni. Po raz kolejny drużyna ta pokazała bowiem, że jej nazwa nie była przypadkowym wymysłem. Bramki dla niej zdobywali: wspomniany Molenda (dwie), Maciej Kudej (trzy), Jarosław Kamiński, Jacek Tympalski oraz Piotr Wojciechowski. Dla State zaś, poza Bunio, trafiali: Dariusz Florek, Piotr Matlak oraz Krzysztof Włodek, który uczynił to aż trzykrotnie.