Starcie lidera z będącym ostatnio w świetnej formie Fideltronikiem zakończyło się bardzo wysoką wygraną gospodarzy. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że nie oddaje ona tego, co działo się na boisku. Bardzo dobra postawa białych, zwłaszcza w pierwszej połowie sprawiała sporo problemów Elektrownii. Ta jednak nie zlekceważyła przeciwnika, podeszła do meczu bardzo poważnie i nie pozwalała na zbyt wiele Podoleckiemu i kolegom. Trzeba przyznać, że kluczowe, jak się wydaje, założenie – wyłączenia napastnika gości z gry udało się defensorom żółtych zrealizować nad wyraz dobrze. Mimo kilku okazji grający z „10" piłkarz nie był w stanie oddać groźnego strzału na bramkę gospodarzy i w tym spotkaniu nie wpisał się na listę strzelców. Listę, o której wydawało się do zmiany stron, że będzie nad wyraz skromna. Przed przerwą zobaczyliśmy bowiem tylko jednego gola, za to rzadkiej urody – pięknym uderzeniem z dystansu po długim słupku popisał się Mateusz Sekuła. Druga połowa potwierdziła już, która ekipa walczy o awans, a która o utrzymanie. Biali, mimo że byli dla Elektrowni równorzędnym rywalem przez pełne 40 minut, mieli jeden, zasadniczy mankament – skuteczność. Poza Podoleckim, na boisku było też przecież sześciu innych graczy, lecz w przeciągu całego meczu, mimo wielu okazji całej ekipy piłkę do siatki skierować zdołał tylko Michał Tlałka. Po przeciwnej stronie boiska po dwa gole zdobyli Marek Świąder i Tomasz Grajny. Raz, poza wspomnianym Sekułą strzelali Mariusz Napora, Michał Skołyszewski i Piotr Kubas.