Wynik końcowy sugeruje, że było to spotkanie do jednej bramki, a w rzeczywistości było to bardzo wyrównane spotkanie. Przed tygodniem Napad doznał bardzo bolesnej porażki z Naftą nie będąc wcale zespołem słabszym, dziś tak samo mogą czuc się zawodnicy State Street. To był dzień w którym jednej drużynie szczęście sprzyjało, a druga miała gigantycznego pecha. To słupek, to poprzeczka, to świetna interwencja bramkarza. To nie był dzień gospodarzy. Napad długo nie mógł znaleźc sposobu na defensywę "pomarańczowych", ale wreszcie na strzał zdecydował się Robert Stec i nie dał szans bramkarzowi rywali. "Niebiescy" poszli za ciosem i w ciągu dwóch kolejnych minut wyszli na prowadzenie 3:0. Gospodarze nie dowierzali, że w tak krótkim czasie ten mecz się dla nich skończył. Po przerwie Napad spokojnie kontrolował przebieg boiskowych zdarzeń, a State Street szukało swoich szans w kontratakach. Pech nie pozwolił im jednak cieszyc się z gola w tym spotkaniu. Goście dołożyli jeszcze dwa i ostatecznie wygrali 5:0, ale to chyba "najcięższe" 5:0 w ich przygodzie z piłką...