To był jeden z tych meczy, dla których warto oglądać Biznes Ligę. Lider i wicelider stworzyli spektakl dalece wykraczający nawet poza standardy Kraksport Extraklasy. Zanim spotkanie na dobre się rozpoczęło, goście już prowadzili 1:0. Zawahanie defensywy Auto-Gumu wykorzystał Robert Banaszek i piekielnie mocnym strzałem zza pola karnego dał bramkę Elektrownii. Rozdrażnieni czarni nie mieli wyjścia: musieli zaatakować. Kolejne minuty mijały pod znakiem naporu gospodarzy, z którym jednak znakomicie radziła sobie obrona żółtych. Ci ograniczali się do gry z kontry, co w końcu dało im trafienie na 2:0. Sytuacja drużyny Roberta Dąbrowskiego wydawała się być bardzo trudna. Największa gwiazda ligi spełniła jednak pokładane w niej oczekiwania. W ostatniej akcji pierwszej połowy ex-reprezentant Polski w futsalu dał czarnym kontaktowego gola. Tuż po przerwie gospodarze ukłuli po raz drugi i mecz rozpoczął się od początku. Okres wyrównanej gry obu stron przerwała genialna bramka Piotra Kubasa zza pola karnego, która ponownie wyprowadziła Elektrownię na prowadzenie. Chwilę później geniuszem błysnął Tomasz Grajny i znów dwoma golami prowadził dotychczasowy lider. Mało kto w tym momencie postawiłby chyba na to, że Auto-Gum będzie w stanie doprowadzić choćby do remisu. Ekipa ta pokazała jednak nieprawdopodobną klasę. Najpierw Dąbrowski do spółki z Suchanem odrobili stratę a w kolejnych minutach ekipa gospodarzy dołożyła jeszcze dwa trafienia. Na osiem minut przed końcem sytuacja zmieniła się zatem o 180 stopni. Elektrownia ruszyła do szaleńczych ataków, lecz wkradający się pośpiech uniemożliwiał jej skuteczne odrobienie strat. Tym samym w meczu na szczycie, po pięknej walce uznać ona musiała wyższość czarnych i teraz musi myśleć nad tym, jak odrobić trzy dzielące ją od lidera oczka.