I Liga A
Motorola 3:6 Elektrownia Skawina
Pierwszy mecz to batalia siódmej Motoroli i pewnego lidera Elektrowni Skawina. Już od pierwszych minut widać było zacięcie w obu drużynach. Jednak to Goście rozpoczęli od dwóch celnych strzałów w którym jeden został zamieniony na bramkę przez Mariusza Noporę. Gospodarze zaczęli mecz od jednego brakującego zawodnika. „Żółci" skrzętnie to wykorzystywali i po świetnie wykorzystanym rzucie wolnym przez Mateusza Sekułę było 2:0, a chwilę później idealne podanie od bramkarza wykorzystał Tomasz Grajny, który w końcu po wielu próbach umieścił piłkę w siatce. Motorola po uzupełnieniu składu strzeliła bramkę „do szatni", a dokładnie Dariusz Niedzielski.
W drugiej fazie spotkania to Motorola lepiej zaczęła umieszczając piłkę w siatce już na początku. Jej strzelcem był Jarosław Butanowicz. Wydawało by się, że Motorola odrobi straty. Elektrownia grała spokojnie i rozważnie wracając konsekwentnie do obrony. W końcu po wyprowadzonej kontrze Mateusz Seuła popisał się pięknym uderzeniem i strzelił czwartą bramkę. Gospodarze nie dali przeciwnikowi odskoczyć daleko i znowu Jarosław Butanowicz zaliczył bramkę. Następne minuty przebiegały pod dyktando Elektrowni. Kolejno do bramki strzelili Michał Skołyszewski i Piotr Janas potwierdzając swoją wyższość nad rywalem.
Bank BPH 5:4 FIDELTRONIK
Drugi mecz to rywalizacja szóstego Banku BPH i ósmego FIDELTRONIKa. Spoglądając na tabelę I ligi Grupy A ciężko było wskazać faworyta. Drużyny dzieliły 4 punkty. Dobrze zaczęli goście bo już na początku pojawiły się strzały. Między innymi Adrian Kolanko nie wykorzystał swojej szansy. Lecz to Bank BPH zaatakował w odpowiednim momencie i Łukasz Gręda otworzył wynik spotkania. Chwilę później ładną bramką z główki popisał się Krzysztof Wątor i wyrównał wynik. FIDELTRONIK trafił w poprzeczkę, a po wyprowadzeniu kontry Filip Haszczyc-Jany strzelił drugą bramkę dla Banku BPH. Gospodarze nie odpuszczali i po strzale Bartłomieja Podoleckiego wyrównali. Piłka odbiła się od jednego z obrońców myląc bramkarza. Na koniec bramkę dla Gospodarzy dołożył Łukasz Gręda.
W drugiej części spotkania gra była bardzo wyrównana. W końcu BPH zaczęło być skutecznie i miało więcej celnych strzałów. W szybkiej akcji Radosław Woźniczka umieścił piłkę w siatce, lecz chwilę później popełnił błąd który konsekwentnie wykorzystał Bartłomiej Podolecki on też był parę minut później strzelcem bramki wyrównującej. W drużynę Banku BPH wkradło się dużo niepotrzebnych nerwów, lecz to oni potrafili wykorzystać swoją okazję pod koniec meczu, i Maciej Leśniewski ustalił wynik na 5:4.
APLA 4:4 Rigor Mortis
W trzecim meczu o punkty w I lidze grupie A zacięty bój toczyły APLA i Rigor Mortis. W pierwszej części połowy, zawodnicy ambitnie walczyli o punkty. Widać było ogromne zaangażowanie jednych i drugich. Goście mogli prowadzić już w pierwszych minutach, ale dogodnej sytuacji nie wykorzystał Hakon Lundblad Naesheim. Za to APLA wykorzystała zamieszanie przeciwnika w polu karnym, Marcin Porada dołożył idealnie nogę i otworzył wynik spotkania. W grze „pomarańczowych" zauważyć można było więcej aktywności Pojawiło się dużo celnych strzałów. Hakon Lundblad Naesheim wyrównał wynik, a chwilę później wyprowadził Rigor na prowadzenie. Dodatkowo po ładnej i składnej akcji Mikhail Kisialewski strzelił pewnie i podwyższył prowadzenie.
APLA wykorzystała drugą przepychankę w polu karnym i Marcin Porada drugi raz strzela pod koniec pierwszej połowy. Druga część spotkania przebiegała bardzo wyrównanie, obie drużyny walczyły o każdy centymetr na boisku. Najpierw Hakon Lundblad Naesheim z zespołu Rigor Mortis po raz kolejny popisał się wyśmienitym strzałem, tym razem sprzed pola karnego i umieścił piłkę w siatce. Jak się później okazało był to ostatni gol dla Gości, ponieważ APLA podkręciła tempo gry i zaczęła odrabianie strat. Najpierw Marcin Pstruś zanotował kontaktowe trafienie, następnie o wyniku meczu mógł przesądzić Bartosz Łabęcki, ale bramkarz Apli fanatstycznie zatrzymał napastnika Rigor Mortis w sytuacji sam na sam. W odpowiedzi Pstruś dobił strzał kolegi, zdobywając gola na wagę jednego punktu.
MPO Kraków 3:1 ERNST&YOUNG
Przed ostanie spotkanie drużyn MPO Kraków i ERNST&YOUNG zapowiadało się niezwykle ciekawie. Obie drużyny nie raz pokazały charakter do gry. W pierwszej połowie spotkania MPO otworzyło wynik zaskakującym i nie przesadzając „magicznym" strzałem Tomasza Biernacika. Gra stała się wyrównana. MPO kontrolowało wynik do czasu gry w pole karne wpadł Michał Durak minął trzech rywali i podał do Daniela Dragi, a ten pewnym i precyzyjnym strzałem nie do obrony wyrównał wynik.
Druga część meczu przebiegała pod dyktando MPO. Po składnej akcji Sławomir Jeziorski wykorzystał sytuację i wyprowadził Gospodarzy na prowadzenie których stać było na jeszcze jedną bramkę. Jej strzelcem był Rafał Rudkowski, który popisał się ładnym strzałem pod poprzeczkę.
Raiffeisen Bank 17:2 Merite Corporate
Ostatni mecz to starcie Raiffeisen Bank i Merite Corporate. Cóż tu dużo pisać. Ciężko wygrać mecz grając w pięcioosobowym składzie dodatkowo przeciwko wyżej notowanej drużynie. Tutaj należą się wielkie brawa dla drużyny Gospodarzy za stawienie się na meczu i podjęcie walki. Merite Corporate już w pierwszej połowie zaczęło swoje ataki. Dla nich raczej był to trening niż ciężka przeprawa o punkty. Lekka i spokojna gra pozwoliła im na strzelenie pięciu bramek w pierwszej połowie (Damian Krężel x2, Artur Koczaja, Grzegorz Sobesto, Rafał Gruszka). Raiffeisen Bank zaliczył jedno trafienie, ale nie była to bramka w której obrona Gości odpuściła. Ładna akcja i zaangażowanie Łukasza Horosko.
W drugiej połowie pojawiło się aż trzynaście bramek! Dwanaście z nich należało oczywiście do Merite Corporate strzelcami byli Przemysław Grudzień, Artur Koczaja, Damian Krężel, Grzegorz Sobesto, Paweł Sobesto, Piotr Świętek. Każdy z obecnych zawodników grających w polu zanotował trafienie. Gospodarzy stać było na jedno, ale za to bardzo ładne trafienie Łukasza Horosko.
II Liga A
State Street I – Apriso 2:0
Jako pierwsze spotkały się trzecia i szósta ekipa tabeli. Faworytem na papierze był zespół State Street, lecz bardzo szybko okazało się, że piłkarze w bordowych strojach nie mają najmniejszego zamiaru oddawać punktów. Udanie powstrzymywali zapędy niebieskich i sami jednocześnie groźnie atakowali. Pierwszą z dogodnych sytuacji do zdobycia gola stworzyli sobie po wrzutce Łukasza Gatkiewicza. Szymon Goc był bardzo blisko przecięcia jej toru lotu, lecz ostatecznie z futbolówką się minął. W odpowiedzi gospodarze przeprowadzili kilka groźnych akcji, wśród których wyróżnić można chociażby próby Macieja Fafary czy uderzenie Jakuba Ostrowskiego. Żaden z zawodników tak jednej, jak i drugiej ekipy nie zdołał jednak pokonać bramkarza i do przerwy mieliśmy 0:0.
Po zmianie stron pojedynek nadal był bardzo wyrównany. Nie oglądaliśmy wielu bramkowych sytuacji, dominowała walka w środku pola, w której wraz z upływem czasu coraz lepiej zaczynali radzić sobie goście. To oni zaczęli podchodzić coraz bliżej pola karnego State, lecz w momencie, kiedy wydawało się, że są już bardzo blisko premierowego gola, niespodziewanie to niebiescy trafili do siatki. Po tej bramce mecz nabrał tempa. Obie strony znacznie przyspieszyły grę, bordowi nadal naciskali, ale do siatki trafić im się nie udało. W ostatniej akcji meczu po raz drugi trafili za to gospodarze i to oni, po golach wspominanych wcześniej Fafary i Gruszeckiego zwyciężyli 2:0.
Ren-Bet – BWI 1:15
Faworyt tego spotkania był jeden. Stojące na czele grupy pościgowej za czołówką BWI nie mogło pozwolić sobie na stratę punktów z outsiderem, tym bardziej, że wcześniej jedna z ekip czołówki, State Street, wygrała już swój mecz. Od pierwszej minuty biali ruszyli więc do ataków i na efekty nie trzeba było długo czekać: już w jednej z pierwszych akcji goście wyszli na prowadzenie. Widać było jednak, że nie zadowoli ich skromne, kilkubramkowe zwycięstwo. Przez całą pierwszą połowę nieustannie nacierali, czego efektem było aż siedem zdobytych w tej części gry bramek. Ren-Bet mógł odpowiedzieć przynajmniej jedną. Zabrakło jednak szczęścia, bo piłka po uderzeniu Krzysztofa Banduli odbiła się od słupka.
Obraz drugiej części gry wyglądał bardzo podobnie, z tym, że BWI, widząc swoją przewagę spuściło nieco z tonu i nie było już tak bezwzględne w wykańczaniu akcji, Mimo to, słabnący kondycyjnie gospodarze nadal nie byli w stanie dotrzymać im kroku. Stanęło zatem na piętnastu zdobytych przez gości bramkach, z których zdecydowanie najładniejszą było jedno z trafień Bartosza Gągola. Wolejem umieścił on w siatce piłkę zgraną wcześniej przez Jacka Orszulika klatką piersiową. Bramka godna Ekstraklasy. Kto nie widział – niech żałuje.
Granatowym udało się strzelić honorowego gola – uczynił to Mieczysław Kowal w samej końcówce pojedynku. Warto dodać, że ten sam zawodnik w drugiej połowie trafił jeszcze w słupek. Spośród aż piętnastu bramek najwięcej, bo aż pięć strzelił dla BWI Marcin Majkowski. Po cztery razy trafiali wspomniany już Gągol i Mieczysław Stępień a po razie Maciej Roda i Jacek Orszulik.
Teva – iCar III 2:4
Hitowy mecz kolejki nie zawiódł pokładanych w nim oczekiwań. Zwłaszcza pierwsza jego część przyniosła wiele emocji. Zaczęło się od szybkiego gola dla czarnych, który jednak nie wytrącił Tevy z rytmu. Starała się ona szybko odpowiedzieć (m.in. przez strzał Michała Nawratila), lecz brakowało jej szczęścia. ICar popełniał jednak sporo błędów w obronie i kiedy wydawało się, że gol dla zielono-niebieskich jest tylko kwestią czasu, kuriozalny błąd popełnił golkiper gospodarzy. Skrzętnie wykorzystał to przeciwnik i mieliśmy 2:0. Obiektywnie trzeba przyznać, że to właśnie te dwa szybko zdobyte przez gości gole zadecydowały o przebiegu meczu. Od tej pory pojedynek był bowiem bardzo wyrównany. Kontaktową bramkę zdobył dla Tevy Łukasz Banaśkiewicz, lecz jeszcze przed przerwą na 3:1 dla iCara podwyższył Marek Mazurek. Celny strzał zaraz po przerwie oddany przez Artura Glinę a co za tym idzie czwarty gol dla gości nie zachwiał wiary drużyny Andrzeja Sikory w dogonienie przeciwnika. Do samego końca żółto-zieloni atakowali, ale zdołali strzelić tylko jednego gola. Sporo sytuacji bramkowych zmarnowali, co było chyba główną przyczyną ich porażki. Drugiego gola zdobył dla nich Ryszard Lewczuk, podczas gdy po przeciwnej stronie boiska dorobkiem podzielili się Glina i Mazurek, strzelając po dwa gole. Ten drugi mógł w samej końcówce skompletować hat-tricka, lecz golkiper gospodarzy fenomenalnie wybronił sytuację „sam na sam".
InPost – PKO Bank Polski 8:1
Lider nie dał szans białym, odprawiając ich z bagażem aż ośmiu goli. Strzelanie rozpoczęło się bardzo szybko, bo już w dosłownie pierwszej akcji meczu. Do siatki trafił najaktywniejszy w perspektywie całych 40 minut i zdecydowanie najlepszy na boisku Jarosław Guzik. W całym spotkaniu zdobył on zresztą trzy gole. Mógł dołożyć jeszcze przynajmniej jednego, lecz na drodze stanęła mu poprzeczka. Tak czy inaczej, po pierwszym golu długo nie mogliśmy się doczekać drugiego celnego trafienia. Choć InPost miał przewagę, nie przekładało się to na gole. Goście za to próbowali groźnie kontratakować. Po jednej z ich akcji bardzo groźnie strzelał Wojciech Grudzień, ale golkiper gospodarzy świetnie obronił to uderzenie. Bramki dla czarnych w końcu zaczęły padać bo zacząć musiały; jeszcze przed przerwą prowadzili oni 4:1. Honorowe, jak się potem okazało, trafienie dla PKO zanotował niezawodny Jacek Dziduszko, który strzałem przy słupku oszukał bramkarza.
W drugiej połowie przewaga lidera była jeszcze nieco bardziej wyraźna, lecz udało się mu zdobyć ponownie „tylko" cztery gole. Duża w tym zasługa bramkarza PKO, Konrada Naworola, który spisywał się w poniedziałkowy wieczór bardzo dobrze. Podobnie zresztą jak jego kolega po przeciwnej stronie boiska. Gdyby nie oni, zobaczylibyśmy na pewno znacznie więcej bramek. Stety, niestety, zadowolić musieliśmy się „zaledwie" dziewięcioma. Po stronie InPostu, jak już wcześniej wspomniano, najskuteczniejszy był Jarosław Guzik. Poza nim do siatki trafiali Marcin Seweryn, Adam Gawlik (po dwa gole) oraz Dominik Pełka.
Bonus – Morele.net 8:8
Szalone spotkanie przyszło oglądać na zakończenie XII kolejki. Wyżej notowany Bonus wydawał się być faworytem starcia z Morele.net, lecz boisko zweryfikowało te założenia w sposób piękny. Był to bowiem świetny pojedynek. Tak jedna, jak i druga strona nie zwracały baczniejszej uwagi na defensywę, czego efektem było aż szesnaście oglądanych goli i, w co trudno aż, patrząc na liczbę bramek uwierzyć... remis.
Cały mecz, od pierwszej do ostatniej minuty był bardzo wyrównany. Żadna ze stron nie stworzyła sobie wyraźniejszej przewagi. Niemal cały czas obie ekipy szły „gol za gol", nie pozwalając odskoczyć rywalowi. Do przerwy prowadziło jednak Morele, strzelając cztery gole wobec trzech trafień pomarańczowych. Tym po zmianie stron udało się odrobić stratę i ostatecznie doprowadzić do dawno nie widzianego na boiskach Biznes Ligi remisu – 8:8. Kluczową postacią w zespole gospodarzy był, tradycyjnie już, czołowy zawodnik II ligi, Łukasz Śniaz. Miał on udział w każdym golu swojej ekipy, trafiając do siatki sześciokrotnie i notując dwie asysty. Piłki wykładał on Konradowi Śniazowi oraz Tomaszowi Hyli. W drużynie Morele z kolei aż pięć razy strzelał Piotr Boruta. Obok niego na listę strzelców dopisali się Rafał Kapa (2 gole) i Jarosław Badura.