Sinoma – Sparta 6:11
Otwierające dzień meczowy spotkanie pomiędzy Spartą a Sinomą od samego początku obfitowało w emocje. Aktywniej rozpoczęli je co prawda zieloni, lecz z fali ich ataków niewiele wynikało. Sparcie udało się za to zdobyć po kontrze bramkę na 1:0 i bardzo szybko powiększyć prowadzenie do dwóch goli. W odpowiedzi pięknym strzałem z lewej strony boiska popisał się grający z numerem 5 Daniel Ordyk. Do przerwy oglądaliśmy toczony w bardzo szybkim tempie mecz, w którym obie drużyny zapomniały o defensywie. Bramka goniła bramkę i przed zmianą stron jeszcze ich licznik zatrzymał się na siedmiu łącznie trafieniach, z których o jedno więcej zdobyli goście.
W drugiej połowie widowisko nie utraciło na atrakcyjności. Nadal obie strony groźnie nacierały, nadal padało sporo bramek, lecz seria błędów w defensywie Sinomy i kilka szybko straconych z tego powodu goli spowodowały, że Sparta wypracować zdołała kilkubramkową przewagę, którą utrzymała do końca pojedynku. W szeregach tej ekipy najskuteczniejszy okazał się zdobywca pięciu goli, Jarosław Kamiński. Wtórował mu autor hat-tricka, Rafał Kędzior. Poza nimi na listę strzelców wpisali się jeszcze Kamil Tympalski (2 gole) oraz Czesław Kowalski, który do siatki trafił raz. Najjaśniejszą gwiazdą Sinomy okazał się wspomniany już Ordyk, zapisując na swoje konto cztery trafienia. Pozostałe dwa były dziełem Mariusza Zielińskiego oraz Dariusza Kubasa.
Americana – Sok-Pol 1:15
Gospodarze przystępowali do spotkania z liderem zdziesiątkowani przez grypę i pozbawieni swojego lidera – Roberta Dąbrowskiego. Na mecz stawiło się ich jedynie siedmiu i mimo iż zwłaszcza w I połowie bronili się dzielnie, nie mieli najmniejszych szans stawić czoła kapitalnie dysponowanym żółtym. Do przerwy prowadzili oni co prawda „jedynie" 3:0, lecz w drugiej połowie rozpoczęli prawdziwą kanonadę. Aż 15 zdobytych goli przy zaledwie jednym straconym to zapewne rekord Sok-Polu. Dorobkiem bramkowym podzielili się głównie dwaj egzekutorzy – Tomasz Małota i Rafał Windak. Obaj trafiali po cztery razy, notując dodatkowo odpowiednio cztery i pięć asyst. Oprócz nich po dwa razy na listę strzelców wpisywali się Mariusz Maj i Marcin Gnyla a po razie Wojciech Zięba, Olgierd Włodarz oraz Rafał Zakrocki. Honorowe trafienie dla Americany zanotował Paweł Woźniak. Gospodarzom udało się, zwłaszcza w końcówce, jeszcze parokrotnie zagrozić bramce Dulby, jednak nie pozwolił on na zmniejszenie przez czerwonych rozmiarów porażki. Lider dzięki tak okazałemu zwycięstwu potwierdził swoją dominację w lidze, choć trzeba przyznać, że gdyby nie absencja w szeregach Americany Dąbrowskiego, z pewnością nie wygrałby aż tak okazale.
State Street – AAC 3:8
Trzeci mecz wieczoru, pomiędzy State Street a AAC rozpoczął się dość spokojnie. Żadna z ekip nie rzuciła się do szaleńczego ataku, obie natomiast starały się wyczuć przeciwnika. W końcu gole jednak padły. Kiedy dwubramkowe prowadzenie wypracowali sobie goście wydawało się, że spotkanie toczyć się będzie od tej pory pod ich dyktando. Nic jednak bardziej mylnego. State wzięło się do roboty, czego efektem był najpierw gol kontaktowy a potem wyrównanie po strzale Piotra Rusina (który zdobył również pierwszą bramkę). Tuż przed przerwą AAC wyszło na prowadzenie ponownie, lecz tuż po zmianie stron kapitanie zachował się w polu karnym Michał Surma i ponownie mieliśmy remis. Obraz gry od tej pory zaczął się jednak zmieniać. Żółci atakowali coraz bardziej zajadle, czego efektem był najpierw gol na 4:3 a potem piąte dla nich trafienie, kluczowe dla losów spotkania. Pomarańczowi zwątpili w możliwość odrobienia sporej przecież straty po raz drugi w meczu i nieco spuścili z tonu. Była to woda na młyn dla gości, którzy przed końcowym gwizdkiem zdobyli jeszcze trzy bramki i cieszyć się mogli z bardzo okazałego zwycięstwa, którego rozmiary są jednak chyba nieco za wysokie w stosunku do obrazu gry. Bramki dla ekipy AAC zdobywali: Radosław Samborski (2), Michał Bodzioch (2), Marcin Kordaszewski, Dzmitry Ramancou oraz Maciej Skubis (2).
IBM – Van Gansewinkel 2:8
Nie przestaje zadziwiać w tym sezonie ekipa Vangansewinkel. Zespół, pałętający się w minionych rozgrywkach w ogonie stawki obecnie, wespół z Sok-Polem rozdaje karty w lidze, kolejno punktując wszystkich przeciwników. Tym razem padło całkiem mocną przecież ekipę IBM, która odprawiona została z bagażem ośmiu bramek. Pierwsza połowa nie zwiastowała jednak takiego rozstrzygnięcia. Bardzo długo utrzymywał się bezbramkowy remis. W końcu impas udało się przełamać niebieskim, którzy wyszli na prowadzenie. Po stracie gola gospodarze ruszyli do ataku i już po chwili wyrównali. Fenomenalnym wręcz strzałem z dystansu popisał się Wojciech Szyszko, który tak uderzył piłkę, że ta, lecąc po długim rogu i odbijając się jeszcze od słupka wpadła do siatki. Przed zmianą stron wynik już się nie zmienił i wydawało się, że całe spotkanie któraś ekipa rozstrzygnie różnicą góra jednej bramki. Tak się jednak nie stało, już od początku drugiej odsłony goście zdecydowanie natarli i zdobyli bramkę na 2:1. Jak się okazało, był to dopiero początek. Van Gansewinkel urządził sobie prawdziwy poligon, strzelając przed końcem jeszcze sześć goli. Najlepszym strzelcem zespoły był Piotr Kupis, zdobywca hat-tricka. Dwie bramki zaliczył Piotr Profic, zaś po jednej Piotr Sobocki oraz Kamil i Tomasz Smykla. W samej końcówce drugi raz dla IBM trafił Szyszko, lecz pozwoliło to jedynie na zmniejszenie i tak sporych rozmiarów porażki.
Shell – Bajer Miki Kraków 3:6
Ostatni mecz w grupie E przyniósł sporo emocji, na które jednak przed pierwszym gwizdkiem wcale się nie zanosiło. Gospodarze ledwie skompletowali bowiem szóstkę graczy i wydawało się, że wysoka wygrana zielonych z Bajer Miki będzie formalnością. Żółci spisywali się jednak świetnie. Co prawda, przegrywali 0:1, lecz dość szybko zdołali stan gry wyrównać. Przed przerwą goście zdobyli bramkę na 2:1, lecz wcześniej na ich drodze wielokrotnie stawał rewelacyjnie się spisujący w ten czwartkowy wieczór Thomas Jurgenlohmann. W ogóle, każdy z piłkarzy Shella spisywał się nad wyraz dobrze i ambitna postawa tego zespołu zasługiwała na uznanie. Niezwykle ciekawie zrobiło się na początku II połowy, kiedy to po raz drugi gospodarze wyrównali. Przez chwilę towarzyszyły nam ogromne emocje, sensacja wisiała w powietrzu, lecz w porę do roboty zabrali się zieloni. Zdobyli w ostatecznym rozrachunku sześć goli i wyleczyli przeciwnika z marzeń o korzystnym wyniku. Trzy bramki zdobył Łukasz Szczerba, dwie Artur Guguła a jedną Mateusz Kliś. Hat-trick zapisał na swoje konto osamotniony w ataku Shella Paweł Kalinowski, któremu ewidentnie brakowało partnera w postaci chociażby Erica Djeukam-Monkama. Niestety, w szóstkę nie udało się Shellowi wywalczyć jakiegokolwiek korzystnego wyniku, mimo cudów w bramce i wielkiej ambicji.
Euromarket – J&J Skotniki 3:4
VI kolejka rozpoczęła się od starcia dwóch beniaminków. Euromarket podejmował J&J i było to spotkanie pełne emocji. Do samego końca jego wynik był sprawą otwartą. Przed zmianą stron mieliśmy remis 1:1, jednak druga część gry przyniosła korzystne rozstrzygnięcie dla gości. W obu ekipach doskonale funkcjonował kolektyw – aż czterech graczy J&J zdobyło po golu. Byli to Jan Barabasz, Bogdan Kaszuba, Jakub Giermek i Bartosz Szymczuch. Także i w ekipie Euromarketu zabrakło jednego, kluczowego snajpera. Jakub Słonina, Marcin Wnęk i Marian Jasz pokonywali golkipera przeciwników, lecz nie wystarczyło to nawet do wywalczenia remisu. Drużyna ze Skotnik, dzięki wygranej umocniła się na piątym miejscu i zamyka grupę drużyn walczącą o wskoczenie do ścisłej czołówki. Niebieskim nie udało się odnieść drugiego w sezonie zwycięstwa i ich myśli powoli koncentrować się chyba muszą na grze o utrzymanie.
Przedszkole Fair Play – Amara 5:1
Nie spoczęli na laurach piłkarze przedszkola po historycznej wygranej z SPOiW. Pewnie wypunktowali Amarę, aplikując jej już przed przerwą trzy bramki. Po zmianie stron niebiescy spokojnie kontrolowali przebieg gry i dołożyli jeszcze dwa „oczka". Białych stać było jedynie na honorowe trafienie autorstwa Marcina Gicały, zdobyte przy stanie 4:0. Po dwa gole dla drużyny gospodarzy zdobyli Grzegorz Motak i Rafał Kuźniar a piątą bramkę na swoje konto zapisał Artur Rogóź.
Amara jest jedyną drużyną ligi, która nie zdobyła jeszcze punktów. Jej sytuacja zaczyna robić się trudna i wydaje się, że zbliża się dla białych ostatni dzwonek na przebudzenie. Potem reszta stawki może już być za daleko... Przedszkole dzięki wygranej wciąż ma tyle samo punktów co lider i jest na dobrej drodze do awansu do Ekstraklasy.
IBM BTO – SPWiO Sielec 5:11
Goście, rozdrażnieni swoją pierwszą w historii zmagań w Biznes Lidze porażką chcieli powetować ją sobie wysoką wygraną nad IBM. I sztuka ta im się udała, choć trzy punkty wcale nie przyszły im tak łatwo jak to się może po wyniku wydawać. Głównym grzechem niebieskich, uniemożliwiającym im odniesienie zwycięstwa była słaba skuteczność. Byli bowiem dla zielonych równorzędnym przeciwnikiem i nie ustępowali im znacząco w żadnym względzie, poza ową feralną zdolnością wykańczania akcji. Udało im się trafić tylko pięciokrotniem z czego po dwa razy Felipe Baptiście Ferreirze oraz Pawłowi Nawrockiemu. Piąty gol to z kolei zasługa Akosa Bordasa. W SPOiW tradycyjnie najlepszym strzelcem był Robert Banaszek, który tym razem pokonywał golkipera przeciwników sześciokrotnie. Dwa razy czynił to Tomasz Armatys a po razie Dawid Gwóźdź, Grzegorz Baran i Radosław Wierzbowski.
Auchan Bonarka – Lorenz 3:8
Czwarty mecz wieczoru był kolejnym, w którym zobaczyliśmy sporo goli. Do przerwy mieliśmy jednak skromne 1:0 dla Auchana, który bardzo dzielnie poczynał sobie ze spadkowiczem z Ekstraklasy. Co więcej, gospodarze w drugiej połowie prowadzili 3:2, lecz dali sobie strzelić sześć bramek. Pogrążył ich Mateusz Machnik, autor hat-tricka. Po dwa gole zdobyli Mateusz Marszałek i Dawid Przybytek oraz Maciej Rajtar. Drużynie Auchana nadzieje na wygraną w tym meczu o niebagatelną stawkę dawali Dominik Kotek, Dariusz Tarnopolski i Wojciech Wróbel, lecz nadzieje te okazały się płone. Gospodarze przegrali i zamiast zbliżyć się do ekip czołówki, przesunęli się odrobinę bliżej w kierunku miejsc zagrożonych spadkiem. Lorenz za to czai się tuż za plecami czołowej trójki.
VSoft – Alior Bank 2:5
Ostatni z przedstawicieli „wielkiej trójki" - Alior kończył kolejkę meczem z mającym na koncie ledwie trzy punkty vSoftem. Ani przez chwilę wyższość gości nie podlegała dyskusji. Wygrali pewnie, przewagą trzech goli, pozostawiając po sobie dobre wrażenie. Duża w tym zasługa duetu Mateusz Stróżyk – Grzegorz Glijer, który zdobył łącznie cztery bramki. Piąta z nich była zasługą Bartłomieja Gorczycy. Po golu strzelili dla gospodarzy Piotr Grzywa i Szymon Martynuska. Poza satysfakcją, nie dają one jednak nic więcej. Podobnie jak w przypadku innych przegranych w tej kolejce ekip, sytuacja vSoftu robi się trudna. Musi on znacząco poprawić osiągane rezultaty, jeżeli nie chce swojej przygody z I ligą zakończyć po jednym tylko sezonie... Alior nie zwalnia tempa i poza porażką ze SPOiW nie ma sobie równych.